Zielonogórska "Gazeta Wyborcza" bez Artura Łukasiewicza i Sylwii Sałwackiej

 Sylwia Sałwacka w Gazecie Wyborczej pracowała od 2008 roku, z poznańską redakcją była związana do 31 marca 2024. Słabo ją znałem, ale czasem odbierała ode mnie telefon, raz się przejęła moim losem widząc że w sądzie na wokandzie jest sprawa z moim udziałem. Z Arturem Łukasiewiczem, byłym redaktorem naczelnym Gazety Wyborczej w Zielonej Górze- ("Presserwis" opisuje jego odejście z redakcji w programie masowych zwolnień) miałem bardzo słaby kontakt. Raz czy dwa umówiłem się z nim na rozmowę, omawiając jedną z dziwnych afer okołomedialnych. W ostatnich kilku latach chyba w ogóle z nim nie rozmawiałem. Nie był zainteresowany ani moją osobą ani moimi poglądami, nie zamienił choćby kilku zdań. Wcześniej miał jakby więcej czasu, po pandemii zmienił się. W ogóle skasowano całą redakcję- miałem takie wrażenie. Na telefony nikt nie odpowiadał. Nie było sensu nic wysyłać na redakcyjny adres email- nie było żadnej reakcji. Biuro redakcji po pandemii- zamknięto. Gazeta Wyborcza, zawsze będąca obca, osobliwą wieżą z kości słoniowej, stała się odrealniona i zamknięta jeszcze bardziej. Stała się medium autopoietycznym, żywiącym się w swoim własnym sosie w swojej własnej bańce informacyjnej. Nie mam już z ludźmi z tej redakcji najmniejszego kontaktu- nie widzę ich na konferencjach prasowych, a nawet wówczas przemykają, są nieuchwytni. Mam wrażenie że w Gazecie Wyborczej epoka otwartości na inność- definitywnie skończyła się. 

opr. Adam Fularz

Komentarze